Robię kilka rzeczy. Ten blog jest jedną z nich. Prócz niego prowadzę (zarówno witrynę, jak i „instytucję”) AstroAkademia. Kilka moich tekstów po angielsku wypełnia witrynę AstroAlter – razem prowadzę 3 miejsca internetowe. Była Taraka, teraz zamrożona lub uśpiona, ale gdy robiłem ją, nie robiłem niniejszego bloga, więc liczba witryn, które utrzymuję i robię pozostaje constans równe trzy. Prócz tego wykonuję astroanalizy na indywidualne zamówienia. Piszę (nieduże) teksty prasowe. Czasem coś zamieszczam na Facebooku, przeważnie linki do przeczytanych e-artykułów. Jeśli chodzi o moją zawodową tożsamość, to czuję się przede wszystkim astrologiem. Ten blog jednak przeznaczam na teksty i treści inne niż astrologia (chociaż astrologia może pojawiać się w tle). Czyli jakie? Powiedzmy: ogólno-świadomościowe. Lub ogólno-rozwojowe.

Jednak publikowanie jakichś tekstów (np. na tym blogu) gdyby miało być wypuszczaniem pewnych treści w próżnię, w powietrze, to stanowczo nie byłoby to. Publikowane teksty traktuję jako rozmowę, dialog, wymianę. Zakładam, że od osób, które dopisują komentarze, mogę się nauczyć. Że z tego, że ja zamieszczę tekst na blogu, a ktoś odpowie, wyniknie coś więcej.

Być może, wynikłoby jeszcze więcej, gdybyśmy spotkali się w realu i przedyskutowali sprawę. Jednak rozmowy w Internecie mają pewną przewagę nad realnymi: skracają dystans. Uwalniają od całej przeszkadzającej cielesności: od chrząkania i pokasływania, od zasiadania i moszczenia się, od tracenia uwagi i zaperzania się, od zagapiania się na nogi sąsiadki lub na wąs sąsiada (sąsiad: etymologicznie: ten, kto współ-siadł), także od umawiania się, rezerwowania czasu i sali, płacenia za lokum, spóźniania i zapominania o przyjściu. Uwalniają od nieśmiałości wobec starszego i utytułowanego, od zahamowań z powodu własnej niewiedzy i ogólnie od towarzyskich konwenansów. Niekiedy uwalniają za bardzo... – Ale zakładam dobrą wolę biorących udział.

Z początku, gdy zacząłem wymyślać ten blog, miałem pomysł, żeby był on głównie lub nawet wyłącznie platformą dialogu. Czyli służył głównie lub docelowo tylko – dyskusjom. Tak się nie stało i na początek wybrałem łatwiejszą formę: po prostu piszę i zamieszczam kolejne teksty, pod którymi jest edytor komentarzy. Na razie czekam, aż sprawa się rozwinie. Mam nadzieję, że dyskusje rozkręcą się, gdy rozwinie się społeczność.

Społeczność, to kolejny keyword. Od razu odpowiem na pytanie, które mi zaświeciło, więc i Tobie może się zapalić: czy nie mam dosyć internetowych społeczności? – Nie mam dosyć, nie znudziły mi się, i wciąż próbuję wyanimować taką, która by mnie i innym jej uczestnikom najbardziej pasowała.

Chcę też wyanimować społeczność, która by, tym co robi, wychodziła poza Internet i poza internetowe dialogi lub polilogi. Mam na celu korzyści poza-wirtualne.

Tu konieczna dygresja: chociaż przyssałem się do Internetu dopiero, kiedy dobijałem pięćdziesiątki, to obecnie i od dawna większość a może wszyscy ważni dla mnie znajomi, osoby z mojej „bańki Dunbara” (prócz rodziny!) to internetianie, czyli osoby poznane przez Sieć i dzięki Sieci. Wśród nich jest ważna podfrakcja: to te, które przeszły przez prowadzone przeze mnie warsztaty Twardej Ścieżki. (Prowadziłem też wielokrotnie warsztaty lub wyjazdowe kursy astrologii – ale te, przeciwnie niż Twarda Ścieżka, miały niewielką siłę społecznie-integracyjną: ich grupy szybko się rozpraszały. Dlaczego? – Może kiedyś nad tym się zastanowię, czyli tutaj coś o tym napiszę.)

Może, gdy przycichnie kowid, zrobię warsztaty dla „nas”. Nadawałaby się do tego dawniejsza formuła „zjazdów autorów i czytelników Taraki”. Ostatni taki zjazd był w 2014 roku w Lechowie w Świętokrzyskiem i wyniosłem z niego pozytywne doświadczenia. Ma się rozumieć, byłby to zjazd społeczności niniejszego bloga.

Na razie jest nas formalnie 189 – tyloro jest teraz obserwatorów bloga. Lub, ściślej patrząc, ich/naszych kont, zapisów w bazie danych lub „emailo-osób”. („To dlaczego ja mam id=208?”, mógłby słusznie zawołać pewien obserwator lub obserwatorka? Bo niektóre tożsamości wykasowałem podczas testów, a niektóre są próbnikami-wirtuałami, które wciąż trzymam dla testów.) – 189, to mało czy dużo? Na FB mam podobno 2731 tamtejszych „znajomych”, ale to fikcja, bo jaki zwrotny kontakt z nimi mógłbym mieć? Więc mało. Z drugiej strony, 189 to liczba podobna do wspomnianej wyżej liczby Dunbara, czyli maksymalnej liczby możliwych do utrzymania w świadomości znajomych, która to liczba wynosi około 150. Zdaję sobie sprawę, że znaczna część z obecnych (dotyczy to też tych przyszłych) zarejestrowanych obserwatorów bloga to martwe dusze. Więcej: jest ich większość. Doświadczenia z AstroAkademii uczą, że proporcja osób zapisujących do tych faktycznie aktywnych jest rzędu 10:1. W blogu wojciechjozwiak.pl na razie jest lepiej, co widać na stronie Aktywni Obserwatorzy – widać ich (nas) tam 60, więc proporcja wyższa, 3:1. Ale na tę listę łatwo jest się dostać, gdyż wylicza ona tych zapisanych, którzy doedytowali swoje imię-nazwisko lub nick OR zamieścili zdjęcie OR napisali choćby 1 słowo o sobie OR napisali przynajmniej 1 komentarz. Jak widać, ta lista jest bardzo liberalna.

Co możemy robić w ramach tej blogowej społeczności?

David Graeber, niedawno niestaro zmarły i genialny autor książek m.in. Dług (pisałem o nim w tym blogu, patrz pod linkiem) i Praca bez sensu (którą teraz czytam i pewnie coś o niej napiszę) wprowadził pojęcie bazowego komunizmu. Komunizm, przypomnę, polega na tym, że każdy dostaje w miarę swoich potrzeb i każdy daje w miarę swoich zdolności. Tak było u klasyków i te definicję bez zmian powtórzył Graeber w Długu. Bazowy komunizm jest – jak wskazuje słówko bazowy – podstawą wszelkich stosunków społecznych, jest czymś, co konstytuuje i spaja społeczeństwo, bez czego społeczeństwo nie mogłoby zaistnieć. Dopiero gdy w trwałych (jak rodzina lub paczka przyjaciół) lub bardziej chwilowych (jak współpasażerowie w przedziale) grupach istnieje ów bazowy komunizm, działać mogą dwie pozostałe formuły społeczno-ekonomiczne: wymiana i hierarchia. (Po szczegóły odsyłam do książki Graebera lub przynajmniej do mojego „czytania” jej.) Brak bazowego komunizmu w przedziale poznasz po tym, że gdy poprosisz współpasażera, by otworzył okno, ten powie: „proszę zapłacić mi za to 3 zł” (przejdzie na formułę wymiany), lub powie „to ty masz psi obowiązek otwierać mi okna, nie ja tobie” (przejdzie na formułę hierarchii*1).

Otóż chcę, żebyśmy w ramach tej tu blogowej społeczności byli świadomi tego bazowego komunizmu czyli świadczenia sobie różnych korzyści nie oglądając się ani na ewentualny wymienny ekwiwalent (zapłatę) ani na to, że ktoś nam coś dla nas „musi” z powodu naszej przewagi. – Proponuję nam praktykowanie bazowego komunizmu. Ale czy ów BK, gdy go nazwać, zadeklarować, nie zniknie? Nie stanie się czymś innym? Jak owo tao, które (jakoby, wg niektórych przekładów Daodejing) nazwane, przestaje być tao?

Formuła może być taka. Masz świadomość brania udziału w pewnym elitarnym przedsięwzięciu lub klubie (co jest prawdą). Darzysz szacunkiem współuczestników i chcesz ich jakoś podwyższyć. W zamian – tak, bo jest tu jednak pewne „w zamian” – oczekujesz, że sam/sama też przez pozostałych, przez otrzymane od nich informacje, zastaniesz podwyższony/a. Ale nie oczekujesz tego na zasadzie natychmiastowych i ścisłych rozliczeń, które przeniosłyby nas przecież do komercyjnej krainy Wymiany. Oczekujesz, że w sumie i w dłuższym czasie uzyskasz z udziału w naszym klubie pewną nadwyżkę. Nadwyżkę wiedzy, nadwyżkę satysfakcji, samorealizacji lub podobnie.

Proponuje na początek zrobić ewidencję. Czego potrzebuję? – czyli co mogę dostać od innych uczestników, co byłoby mi przydatne?
Oraz: Co mogę dać innym, co mogę zaoferować?

Kiedy już się oswoimy z tą grą, będziesz mogła/mógł wpisać jedno i drugie, potrzeby i oferty do swojego profilu. Technicznie, można to zrobić już teraz.

Na początek i dla zachęty wypiszę swoje własne oferty i potrzeby.

Oferta, czyli to co daję: piszę ten blog, oraz buduję software do niego. Tak samo robię z AstroAkademią i z AstroAlter-em.

Potrzeby:

Potrzebuję konsultanta (-ów, bo naturalnie może to być kilka osób) z informatyki. Głównie jest to ten wycinek, którego używam, czyli tworzenie stron WWW z użyciem SQL, PHP i CSS. W zasadzie to wszystko znam, ale czasem natrafiam na coś, czego nie znam, albo (często) nie wiem, jak coś, czego potrzebuję, się nazywa, szczególnie po angielsku, a w programowaniu tak jak w magii, znajomość właściwej nazwy daje dostęp do rzeczy i panowanie nad nią – bo wtedy via Google lub tp. znajdę odpowiednie wyjaśnienie. Tu dodam, że w programowaniu jestem amatorem-samoukiem i jako taki wciąż odpadam,*2 tracę bieżącą orientację, ponieważ postęp a raczej (nad)produkcja nowych sposobów w tej dziedzinie jest lawinowa. Mimo tej lawiny, znajduję przykre luki, np. od lat nie mogę znaleźć edytora tekstów (w tym komentarzy), który by mnie zadowolił i dlatego używam tego, który widzisz. Dodam też, że jestem pojętnym uczniem, jeśli mi życzliwa osoba (życzliwość = bazowy komunizm!) pokaże lub podpowie. Inne know-how z IT też by mi się przydały, np. znajomość tego, gdzie taniej, lepiej i optymalniej trzymać witryny i domeny.*3

Potrzebuję konsultanta od światowej, tj. głównie angielskojęzycznej astrologii. Nie tyle konsultanta, co współ-interesującego się. I kto znałby się na tym lepiej ode mnie i był(a) bardziej na bieżąco w tym. Mnie na to nie starcza czasu i miejsca w głowie.

Podobnego konsultanta-współ-interesującego się potrzebuję od światowego neo-szamanizmu. Zdarza mi się co jakiś czas przeczytać coś wartego uwagi z tej dziedziny, ale na systematyczne monitorowanie nowości i trendów brakuje mi osobistych zasobów, tzn. czasu, uwagi i umiejętności szybkiego czytania po ang. (i po hiszpańsku, który wyrósł na drugi język neoszama) i w ogóle siedzenia w tych sprawach.

Potrzebuję poprawiacza angielskiego. Bez wsparcia od takiej osoby nie napiszę nic w AstroAlter. Tutaj dochodzimy do pewnej Mindellowskiej krawędzi: za usługi tłumackie, redaktorskie i korektorskie powinno się płacić. Jeśli tu korzystam z czyjejś uprzejmości, tj. bazowego komunizmu, czuję się nie fair. Co z tym zrobić? Może ty wiesz? – To by znaczyło, że masz potrzebną mi wiedzę z psychologii biznesu!

Podobnie jak od IT wyrażonego formułami, tak potrzebuję kogoś w rodzaju konsultanta od IT graficznego. Dawno temu pewna profesjonalistka zrobiła – też w ramach życzliwości czyli bazowego komunizmu – winietę do AstroAkademii, której używam dotąd i nie chcę zmieniać, bo jest doskonała. Przy okazji nauczyła mnie (przy pomocy 1 zdania w mailu) jak używać palety barw ze zdjęcia. Mnie jako projektantowi wystarcza niewiele.

Potrzebuję konsultantów – wyłapywaczy błędów. A także kogoś, kto będzie mówił (tzn. pisał/a), co by warto zrobić lepiej i więcej, pociągnąć dalej.

OK, pójdźmy dalej. Hobbystycznie zajmuję się ogrodem i roślinami, bardziej ozdobnymi niż jadalnymi, roślinami domowymi, a wśród nich w bardzo skromnym zakresie: bonsajami. Jestem bardzo otwarty na wszelką wymianę wiedzy i sposobów o tym! (Są grupy na FB które tym się zajmują jak i poprzednimi tematami, ale o FB mam opinię, że jest to jakaś mega-światowa kadź, do której wszyscy wszystko wrzucają i to tam ginie. Między innymi dlatego robię ten blog, ponieważ będzie mieć (podobnie jak to zostało zrobione w Tarace) łatwą komunikację z przeszłością. (Na razie blog jest za mały, więc nie ma takiej potrzeby.)

Dalej. Chętnie zainteresuje się – i Wy pewnie też – miejscami wartymi odwiedzenia, zobaczenia, poznania. Raczej bliżej niż dalej. Mam niedosyt znajomości krajów ościennych (i Ty pewnie też), czyli np. Czech, Niemiec lub Rumunii. Raczej na takiej zasadzie, że jadąc tam, wchodzisz w porozumienie z kimś, kto tam jest, a nie że trafiasz na supermarket. Czyli chodziłoby o miejsca z pewnym udziałem Graeberowskiego komunizmu, a nie te polegające na samej (Graeberowskiej) wymianie czyli komercji. Bo do miejsc hierarchicznych i tak pachołki hierarchów nas nie wpuszczą. Na tej zasadzie w polskich górach raczej bym polecał Chatę Socjologa na Otrycie niż schronisko na Kalatówkach.

W ogóle chodziłoby o dzielenie się czymś ciekawym.

Na razie kończę, tematów pozostało wiele, ale rozwinę je w c.d.

Przypisy

*1 — Moment przejścia z innych formuł do hierarchii dobrze uchwycił Jacek Kaczmarski w piosence Korespondencja klasowa: „Zapisałem się do takich co tym interesem kręcą”.

*2 — Aby uniknąć tego odpadania, staram się trzymać technologii IT możliwie podstawowych, które zmieniają się wolniej. Dlatego wolę programować w gołym PHP (lub SQL) niż używać WordPressa, Bootstrapa lub podobnych. Minimalizuję użycie JavaScriptu, który ze swej natury pociąga obudowywanie go mnożącymi się nakładkami od których oszaleć można.

*3 — Dotkliwie i od lat brakuje mi wiedzy o .htaccess. Niewiedzącym, co to, nie objaśnię, sorry.