Podział świata czyli Ziemi z jej ludzkimi mieszkańcami na Morze (kraje nadmorskie, zwłaszcza nadoceaniczne) sprzyjające wykształcaniu się demokracji i Ląd bądź Śródląd promujący władze absolutne, jest gruby, ogólny i służy uchwyceniu pewnej ogólnej prawidłowości. W szczegółach widać odstępstwa, podobnie jak linia prosta wyrysowana patykiem na piasku odstępuje od matematycznego wzoru. Demokracja najlepiej prosperuje w krajach języka angielskiego, faktycznie wybitnie morskich. Ale sąsiednia Francja, chociaż otwarta na ocean niewiele mniej od Anglii, Walii i Szkocji, mająca długie wybrzeże u dwóch mórz, liczne porty i długą tradycję życia na morzu i z morza, z demokracją nie miała łatwo. Rewolucja, która w 1789 r. obaliła tam absolutyzm, nie wykształciła demokracji, ale autorytarne rządy Bonapartego. Musiało upłynąć 82 lata, zanim po kilku próbach i błędach we Francji nastała miarę stabilna republika. W Niemczech po epizodzie władzy skupionej narodowego socjalizmu demokracja musiała zostać zainstalowana przez zwycięskich Anglo-Amerykanów. We wschodnich zaś landach komunistyczna władza skupiona trwała kolejne 44 lata. Patrzymy na Niemcy na mapie: mimo długiego dostępu do mórz, zwłaszcza przed 1918 rokiem, i hanzeatyckiej tradycji, jednak ten kraj widocznie silniej jest zakorzeniony w lądzie, nie w morzu. Nawet tak arcymorski, żeglarski i wyspiarki naród jak Grecja nie uniknął dość świeżo, bo w II połowie XX wieku, dyktatury autorytarnych czarnych pułkowników. Ciężkim odstępstwem od początkowego wzoru, że morze równa się polityczna wolność, a śródląd tyrania, były dzieje Hiszpanii i Portugalii, które to państwa z transoceanicznymi sieciami kolonii rządzone były centralnie, odgórnie i hierarchicznie, więc całkiem nie po morsku. Jakoś tak się złożyło, że żeglarska praca Iberyjczyków nie wytwarzała demokracji, inaczej niż takaż praca Anglosasów. Ustroje rozproszone, czyli republiki lub demokracje, wydają się w świecie wyjątkiem od reguły, która każe społecznościom ludzkim wyłaniać władających nimi autokratów, obsadzających widmo od krwawych siepaczy do oświeconych władców szukających dobra ludu.

To, że piszę o tej powszechnie znanej (czyli: notorycznej) sprawie, wynikło na tle obecnej – jesień 2021 – mody lub manii spekulowania o polexicie, gdzie w tle są przejawy słabnięcia tkanki Unii Europejskiej, która wcześniej wydawała się bytem ontycznie pewnym. Brexit pasuje do schematu morze/demokracja::ląd/autorytaryzm i ten schemat wspiera. Można go objaśniać tak, że Brytania przeczuwając skręcanie Europy ku autorytaryzmowi (mimo starannej fasady demokracji), wolała oto euro-gmach opuścić i pójść własną osobną drogą, niż współbudować kontynentalny neo-autorytaryzm.

Teraz, we wrześniu 2021, z myślą o scenie Pacyfiku, Stany Zjednoczone, W. Brytania i Australia powołały pakt wojskowy, jakby „pacyficzne NATO”, nie wpuszczając do niego Francji. Na to pojawiła się spekulacja, że odpowiedzią Francji, przewodzącej „kontynentalistom” w ramach UE, będzie próba stworzenia „karolińskiego rdzenia” zawierającego Francję, Niemcy i Benelux, które stałyby się faktycznie jednym państwem (federacją?) – nie oglądając się na resztę Unii.

W tych rozważaniach brakuje jednego zdania: oto Unia Europejska, chociaż jest związkiem demokratycznych (przynajmniej formalnie) państw, sama demokracją nie jest. Jest rządem fachowców, merytokracją, bez oddolnego nadzoru i tym bardziej bez oddolnej inicjatywy. Unia Eu. jest (w schemacie morsko-lądowym) śródlądową „archią” skupioną, kolejnym wydaniem długiego ciągu autorytaryzmów. Fakt, że jest kolektywnym władcą łaskawym i oświeconym, i dbającym o swój lud. Ale władającym nie z jego w miarę bezpośredniego nadania.

Zanim UE zdeunifikuje się (chociaż osobiście wolałbym, żeby tak się nie stało), będą powstawać wewnątrz niej klastry regionalne. Bycie razem jednak spodobało się i narodom i elitom, więc gdyby okazało się, że wielkiej Europy utrzymać się nie da, to może warto spróbować z kilkorgiem mniejszych subkontynentów, lepiej dobranym, łatwiej się wzajemnie rozumiejących i łatwiejszym do integracji przez wspólne obyczaje, geopolityczne interesy i bliskość historyczną? Pierwszą taką mniejszą sub-Europą byłby wyobrażany (jak dotąd) związek Francji, Niemiec i Beneluxu, czyli Neo-Karolingia, zresztą zwarty obszar na mapie z wyrazistym centrum wzdłuż (świętego) Renu. Drugą jest Skandynawia, a tu różnica taka, że związek w celu wojskowej współpracy w składzie Dania, Szwecja, Norwegia właśnie powstał, parę dni temu. Dania w NATO i UE, Szwecja w UE nie w NATO, Norwegia nie w UE, za to w NATO. Ich sojusz więc tym ciekawszy, że łamiący granice istniejących wielkich organizacji. Kraje, państwa czy narody Skandynawii wybitnie realizują wzór, że z morzem współidzie demokracja! Inaczej niż jest z Francją i Niemcami, które mają najwyraźniej wbudowane w swoje DNA geny przeciągające je na stronę Ląd+Autokracja.

Pewnie widać już, do czego zmierzam. Jeśli pójdzie splitting Europy (czego osobiście nie chcę!, nie życzę sobie), to gdzie będzie Polska? Na razie rządząca partia pracowicie i konsekwentnie przesuwa ustrój PL ku autorytaryzmowi z ledwie pozorowaną demo-fasadą. Ale czy my tego chcemy? Czy jest w nas jakaś część, która chce być rządzona przez „dobrych panów”? Minione 6 lat pokazało, że tak, jest, że siły i skłonności pro-autorytarne są u Polaków silne. Co zgadzałoby się z naszą geografią, mniej przecież morską od Francji, Niemiec, tym bardziej od Skandynawii, i z prawie bez-morską historią. Będąc dalej od morza, dalej bylibyśmy zarazem od demokratycznego ducha. W tym sensie praktyka formacji rządzących od 6 lat potwierdzałaby schemat przedstawiony na początku. Ale czy na pewno? O to pytałem w poprzednim tekście, „Czy Polska należy do Morza?” Bo może jednak jest inaczej i nasza „część” identyfikująca się z wartościami Morza może okazać się dostatecznie silną, aby odwrócić obecny zsuw (ześlizg), jak po śliskim stoku, ku wartościom Lądu i władzy samowładnej?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy przypomnieć sobie, co takiego mamy z Morza i w co Morskiego wierzymy, co Morskiego wolimy i czemu Morskiemu bardziej ufamy?

Kim wolelibyśmy być, do kogo dołączyć: do Niemców (z Francuzami)? Do Anglosasów? Do Skandynawów? Do Rosjan? Przy tym złośliwość historii może być taka, że dołączymy w końcu nie do tych, do kogo chcielibyśmy. Od razu odpowiem tym, którzy widzieliby PL jako osobne centrum, słowami Zagłoby: nie zderżyte ditki.


Winieta: fragment z: morze-woda-niebo-wyspa-piasek-4606973 (pixabay.com) przez Anrita1705 / 874 images.