Władze Rosji bardzo starają się, by cykl Saturn-Neptun przyniósł Rosji kolejną rewolucję, podobnie jak było w latach 1917 (upadek caratu i przewrót bolszewicki), 1953 (odwilż po śmierci Stalina), 1989 (demontaż imperium, odłączenie się „republik”, likwidacja ZSRR). Kolejna koniunkcja tych planet, przypomnę, jest w latach 2025-26. Jak widać, obecne władze Rosji pracują nad tym jak potrafią, by rozpadowe procesy w ich kraju zrealizowały się, gdy przyjdzie na to odpowiedni (astrologicznie) czas.

Idea „rozpadu Rosji” stała się już hasłem, memem. Jednak warto bliżej się przyjrzeć, na czym ten rozpad mógłby polegać i do czego doprowadzić. Ponieważ mogą to być całkiem różne wydarzenia.

1) Oderwanie się od Rosji i uzyskanie niepodległości przez peryferyjne regiony nie-rosyjskie. Jak Dagestan, Czeczenia lub Buriacja. Byłby to w pewnym sensie ciąg dalszy tracenia przez Rosję jej nie-rosyjskich peryferii, którego głównym aktem było uniezależnienie się republik związkowych ZSRR w latach 1989-91, podczas przedniej koniunkcji Saturna i Neptuna. Może być tak, że te peryferyjne secesje się powiodą, podczas gdy Rosja pozostanie jako jedno państwo.

2) Prawdziwa federalizacja, czyli takie wewnętrzne przekształcenie Rosji, żeby stała się federacją faktyczną, a nie udawaną i służącą za maskę lub ozdobnik. Obecna RU jest federacją z gołej nazwy, gdy faktycznie jest to scentralizowane monopaństwo. Wydarzenia z lat 1989-91 pokazały jednak, że to, co do tej pory było (lub wydawało się) pustą nazwą, nagle w sprzyjających warunkach może stać się „ciałem”.  Tzw. „republiki” ZSRR – od Estonii przez Ukrainę po Turkmenistan – długo wydawały się sowiecką urzędową fikcją, tymczasem w owych latach stało się tak, że posłużyły za formalne i terytorialne ramy dla niepodległych (od Rosji, mniej lub bardziej) państw narodowych. Podobnie teraz, tzn. w latach 2025-26 Rosja może przebudować się w faktyczną federację, w „stany zjednoczone”, zjednoczone państwa. Mieszkańcy Rosji mają wokół wiele pozytywnych przykładów takiego ustroju; zwykły jest on w dawnych koloniach brytyjskich: USA, Kanada, Australia, Indie; naśladują go Niemcy, Brazylia i Meksyk. Oczywiście, tu jest wiele szczegółów, np.: czy stolicą nowej federacji pozostanie Moskwa z wbetonowanym w to miasto centralizmem i autokracją, czy stolica zostanie przeniesiona do innego miasta? Czy nową federację zawiążą obecne tzw. podmioty federacji, czy okażą się one za małe i dojdzie do licznych fuzji, powiedzmy Biełgorodu z Kurskiem i Woroneżem, itp.? Jaki będzie status podmiotów-regionów nierosyjskich? A przede wszystkim, jak zostaną podzielone władcze kompetencje pomiędzy regiony a centralę? Która „warstwa” federacji będzie uchwalać i zbierać podatki, która będzie wystawiać wojsko itp.?

Dodam, że ten wariant, nr 2, realna federacja, wydaje się najkorzystniejszy dla samej Rosji i pozwoliłby jej pozostać w światowej grze i zarazem stać się członkiem „cywilizowanego świata” i to ważnym członkiem.

3) Rozpad na kilka – niewiele – osobnych i wzajemnie niezależnych państw, federacyjnych lub nie. Ten wariant wydaje się najkorzystniejszy dla otoczenia, dla sąsiadów Rosji, w tym dla Polski – przy pewnych warunkach, o których dalej. Z drugiej strony „rozpad na kilka Rosji” wydaje się mało prawdopodobny. Wydaje się niemożliwy „po dobroci”, inaczej niż możliwa jest na tej drodze secesja Szkocji. Głębszą przyczyną jest brak niezależnych tradycji państwowych innych niż ta obecna moskiewsko-petersburska, oraz brak na świadomościowej mapie państwa rosyjskiego wyraźnych linii dzielących. Tam gdzie te linie były – jak te oddzielające Rosję od Gruzji, Estonii lub Ukrainy – już „ciałem się stały”. „Sub-Rosje” mogą się uorganizować, ale raczej nie w wyniku procesów spokojnych ani pokojowych. Mogą „się zrobić”, ale skutkiem i kosztem wojen domowych, szczególnie gdyby Rosja stała się zastępczym polem starcia USA i Chin. Gdyby wydarzenia miały pójść w tym kierunku, to dojść może do ciekawych wariantów, np. takich, że sympatie pro-USA i pro-Chiny ułożą się niezgodnie z geograficznym sąsiedztwem, mianowicie wschód Rosji (Syberia) może opowiedzieć się za USA i ogólnie za Zachodem (sąsiedztwo Japonii i Korei Płd. będzie kuszące, a obawy przed Chinami tam większe), podczas gdy zachodnio-rosyjska „głowa” z Moskwą w środku twardo trzymać się będzie sojuszu z Chinami.

Wariant 3 pociąga głębokie osłabienie masy upadłościowej po Rosji i przez to jest korzystny dla jej mniejszych sąsiadów, ale sam proces „rozpadu na kilka” wydaje się niebezpieczny dla tychże sąsiadów, którzy mogą zostać wessani w tamtejsze wojny lub być polem wykonanego szantażu jądrowego.

Jako środkowy z wariantu 2 („dobrej federacji”) i wariantu 3 („rozpad na kilka”) jawi się wariant, nazwijmy, 2A, który wygląda na czystą fantazję, jednak warto go odnotować. Jest to wariant Idel-Ural. Otóż na terenie (obecnej) Rosji jest region, który ma swoją tradycję państwową i to dawną i zarówno niezależną jak i przeciwstawną wobec rosyjskiej, ma poczucie własnej odrębności, ma właściwie komplet cech, które kwalifikują go na osobne i niezależne państwo. Ma przy tym pecha, gdyż jego terytorium jest ze wszystkich stron otoczone przez ziemie zasiedlone przez Rosjan. To jest kraina z centrum w Kazaniu, dziedzictwo Chanatu Kazańskiego, a wcześniej Złotej Ordy. Państwo to zostało pobite i skasowane przez Iwana Groźnego 2 października 1552 roku. 470 lat temu, więc dawno – ale Tatarzy i inne autochtoniczne narody nad Wołgą do Uralu przetrwały. Region Idel-Ural (Idel lub Itil to tatarska nazwa Wołgi) obejmuje republiki (w składzie obecnej FR): Tatarstan, Baszkortostan (Baszkiria), Czuwaszja – trzy narody turko-języczne; i Mordowia, Mari-El i Udmurcja – trzy fińsko-języczne. Jest to rozległy region, który zaczyna się 300 km od Moskwy i sięga do Uralu. Ma geograficzne i historyczne centrum w Kazaniu, blisko zbiegu Kamy i Wołgi. Liczy ok. 320 tys. km kwadratowych i 12 milionów ludzi. W 1917 r. próbowano utworzyć tam autonomię. Tędy przebiegają wszystkie połączenia drogowe i kolejowe między właściwą Rosją europejską a azjatycką Syberią.

„Punkt” jest taki, że Wołgo-Ural (jak spolszczymy nazwę Idel-Ural) jakby z natury wymaga lub domaga się innego ustroju niż reszta Rosji. „Pisana” mu jest głęboka federacja z daleko posuniętą autonomią składowych narodowych regionów. Gdyby jego mieszkańcy, lub raczej mogąca ukształtować się w przyszłości klasa polityczna tego regionu, faktycznie potrafili wypracować odpowiednią dla siebie formułę, federacja Wołgo-Uralu mogłaby stać się atrakcyjna również dla tamtejszych Rosjan i dla rosyjskich sąsiednich regionów. Gdyby Idel-Ural dokooptował obwód Orenburski, uzyskałby granicę poza-rosyjską z Kazachstanem. Gdyby dokooptował Perm i tzw. Kirow, to za nimi jest następna nierosyjska fińsko-języczna republika Komi, a dalej Okręg Nieniecki i wraz z nim wyjście na morze, na Ocean Arktyczny. Z przeciwnej strony, kooptacja Samary, Saratowa i Wołgogradu dawałaby temu państwu wyjście na Morze Kaspijskie.

Idel-Ural, tak rozszerzony, pozostawia po swojej zachodniej stronie Rosję-Rosję, tj. jednolity etnicznie obszar rosyjski skupiony wokół tradycyjnych stolic Moskwy i Petersburga. Temu regionowi zbędna jest federacja, ponieważ ma wszelkie cechy normalnego, jednolitego europejskiego państwa narodowego. Po wschodniej stronie Idel-Ural pozostawia Rosję azjatycką czyli Syberię, która musiałaby szukać własnych sposobów ustrojowych. Zapewne wystarczyłaby jej „płytka” federacja, w której składowe regiony są jednakowo zdefiniowane i nie mają swoistych praw.

Słowianie z Kaukazu i znad Donu też mogliby pomyśleć o osobnym państwie, tym bardziej, że mają swoje autonomiczne tradycje.