Z czego składa się duch Milanówka? Z piasku. Piasek zrodził Milanówek. Przez piasek zachował się las. (Prawie wszystkie lasy na nizinie zachowały się z powodu piasku podłoża.) Przez piasek i las na nim zbudowano oryginalne letnisko. Z rodzajów gleby czy gruntu piasek najbardziej sprzyja ludziom. Zapewne już w fazie protoludzkiej w Afryce gromadziliśmy się na piasku. Do tej pory plaże są dla nas jakim magnesem, dla całej ludzkości, niezależnie od rasy i kultury. Nasza bezwłosa skóra lubi dotyk piasku. Na piasku, inaczej niż w gęstej roślinności, nie ukryją się węże ani skorpiony, nasi gatunkowi wrogowie, zwłaszcza dla najwrażliwszych z nas, dzieci. Piasek nie brudzi, przeciwnie, oczyszcza. Pierwsi ludzie łowcy-zbieracze, którzy osiedlili się w obecnej Polsce po stopnieniu lodowca, zajmowali piaskowe wydmy! Tu znajdowali najlepsze dla siebie środowisko. (Być może już oni wtedy Wisłę nazwali Wisłą, ale to inna historia.) Późniejsi rolnicy zajęli gleby gliniaste, wilgotne, czarne, ciężkie, mażące się i brudzące, ale żyzne. Żyli z nich i je gęsto zaludniali, zakładali na nich miasta, te prawdziwe, jak po sąsiedzku Błonie, Sochaczew i Warszawa, ale i męczyli się taką ziemią. (I męczą się dalej.) Piasek oferował coś innego: regenerację, odnowę, oczyszczenie i ozdrowienie. Ślad-powiew uzdrawiającego paleolitu.

Piaskowi w jego piasecznej roli pomogli ludzie. Próbowali go uprawiać, ale obsiewany żytem jałowiał, tracił próchnicę, erodował i wracał do stanu geologicznego. Nie wiem, czy puszcza pod obecnym miastem, której resztą władał Michał Lasocki, jest oryginalna. Na pewno znaczna część lasu na milanowskich działkach jest lasem wtórnym i to młodym, powojennym, niewiele starszym niż 70 lat lub młodszym. Czy Starodęby wzdłuż ulicy o tej nazwie, koło ratusza i wokół targu po drugiej stronie torów, są oryginalne, tzn. czy las był tam zawsze i nie musiał odrastać po ludzkim karczowaniu i obsiewaniu zbożem? Nie wiem i nie wiem, czy ktoś to badał, sprawdzał i wie. Nie zdziwiłbym się, gdyby milanowska puszcza (podobnie jak Białowieska) okazała się mieć w historii okresy bycia pod radłem.

Egzaltacją piasku są wydmy. Milanowskie nie są tak potężne jak te w Podkowie lub w Starej Dąbrowie w Puszczy Kampinoskiej, ale są. Na pewno jest jedna, wzdłuż której idzie ulica Podgórna, a z drugiej strony Podleśna. Ta wydma zaczyna się zaraz koło mnie, z psami tam chodzę na szybkie spacery. Właściciele domów na grzbiecie tej wydmy mają prawo czuć się wywyższoną elitą.

Z dębów. Najwięcej jest sosen, ale dęby są najstarsze, największe, najgrubsze, najbardziej dostojne i najbardziej zakorzenione. Zakorzenione nie tylko dosłownie, ale co ważniejsze, zakorzenione w przedwiecznym porządku. Bo jest coś takiego, jak roślinność potencjalna, która weszłaby, gdyby człowiek odszedł, przy tym posprzątawszy po sobie swoje rupiecie. Potencjalną roślinnością pod Milanówkiem jest Querco-pinetum, czyli las dębowy z domieszką sosny. Na mapie widoczny jako rude w kropki. Zielone tło to Tilio-carpinetum, czyli lipa i grab, ale głównie pominięty w tej nazwie dąb. Czyli pierwotny tu był las dębowy z lipą i grabem gdzie wilgotniej i z sosną gdzie suszej. Co robią stare i wielkie drzewa, a długożyjące dęby najbardziej? Łączą nas z praczasem, ze stariną. Z przeszłością i w końcu z wiecznością. Jak stare budowle, jak groby przodków, jak kręgi i kopce po ludach, które były przed nami. Jak rzeki, które bywają starsze od czegokolwiek. Nie tylko od ludzi, ale i od ssaków, i nawet starsze od jakichkolwiek organizmów lądowych. „U nas” nie żyło jeszcze nic, ziemia była gołą wietrzejącą skałą, a Wisła już po niej płynęła. Dęby karmią. Mam zapas mąki z żołędzi, piekę z niej placki. Gdy same już nie smakowały naszym przodkom, tuczyli nimi świnie. Wypasali je w dąbrowach. Przez wieki do tego właśnie służyły dęby: do produkcji wieprzowiny. Przez to zmieniły się ich geny: tam gdzie przeszły fazę karmienia świń, ich żołędzie mają mniej garbników, więc są mniej gorzkie. Takie chętniej były jedzone przez świnie i dęby o słodszych żołędziach celowo dobierano odnawiając leśne pastwiska.

mapa_roslin_milanowek.jpg
Potencjalna roślinność. Fragment z www.igipz.pan.pl/.../roslinnosc_potencjalna/B3.png

Z sójek. Na dębach żyją sójki. Sójka jest koniecznym składnikiem lasów dębowych, bo sieje dęby. Tzn. zasadza żołędzie. Taki ma zwyczaj. Dęby same sieją się powoli i niedaleko, bo nie mają lotnych nasion jak sosna, brzoza, grab, klon, lipa, wiąz... Przerwę tę listę bo dłuższa niż myślałem. Dęby postawiły na inną proliferację niż ta z wiatrem: w żołędziu gromadzą duży zapas substancji mając za cel karmienie siewki przez wiele lat w zacienieniu. Przez to dębowe dzieci mają wbudowaną wolę przerośnięcia innych niskich konkurentów do światła. Dlatego mają szanse wyrosnąć w gęstwinie – inaczej niż sosna, brzoza itp., które muszą czekać na wiatrołom lub pożar, lub na zniszczenie od ludzi. Ale z wiatrem nie polecą, nie mają szans, muszą mieć inny wektor. Są nim sójki – i od Portugalii do Uralu dęby Europy, tam gdzie weszły przed ludźmi, były zasiane przez sójki. W Milanówku żyje komplet nizinnych krukowatych (nie ma górskiej orzechówki), ale sójki z nich są najliczniejsze i najłatwiej je zobaczyć i usłyszeć. Gdy będzie konkurs na miejskiego ptaka (tak jak stany w USA mają ptaki stanowe), będę głosować na sójkę. Możliwe, że Podkowa też obierze sobie sójkę i będziemy się kłócić. Zrodziły nas dęby, ale one same zrodzone przez piasek i sójkę.

Z drzew jako takich, ale wysokich. Tym co natychmiast, na pierwszy rzut nawet nie oka, ale jakiegoś ogólnego wyczucia, różni Milanówek (ten historyczno-puszczański) od miejsc za zewnątrz, są wysokie drzewa. Nawet jeśli nie przyjrzysz im się dokładniej i nie rozróżnisz, gdzie dęby, gdzie sosny, a może robinie i cyprysiki, to wchodzi ci przez oczy i skórę, jakoś przez kark, obecność wielkich wysokich drzew. To działa. Działa podświadomie. Jak działa? Ciągnie w górę. Wysokie drzewa ciągną umysł w górę, Orientują go w pionie, na osi dół-góra. Inaczej niż tego chce pospolita pozioma percepcja sfokusowana na tył-przód i lewo-prawo. Pionowa orientacja coś nam robi z umysłami. Odkryto ten efekt i spożytkowano wynajdując wieże, kolumny i nawy. Przez pionową orientację tak ciągną nas góry, kaniony i klify. Idąc przez las, wysoki, także ulicą Górnoleśną, Wspólną lub Okólną, spójrz w górę: to takie ćwiczenie z pracy z umysłem. Gdybyś potrzebował/a, służę większą liczbą ćwiczeń.

Czakram Milanówka, jego pierwsze miejsce mocy znajduje się na skrzyżowaniu Spacerowej i Krasińskiego. Przed niesamowitą willą Waleria, która jak z filmu o przebiciach z równoległych rzeczywistości.

czakram_mila_02.jpg
Czakram Milanówka: skrzyżowanie Spacerowej i Krasińskiego, w lewo-dół willa Waleria. Fragment z Google Maps.

Z budowli. Budowanych rozmyślnie w stylu historycznym, czyli już z założenia mających wyglądać przedwiecznie. Sto lat samotności Milanówka (faktycznie 76 licząc od 1945) dodało im omszałości i stopiło z lasem, który przez te lata proporcjonalnie dojrzał, wystarzał, a domy ocienił i objął. Razem ich miks, ta tkanka budowli i drzew, jest istną atlantydą, angkorwatem, pretapurą... Nie mamy słów na nazwanie tego archetypu, muszę na poczekaniu wymyślać. Ta tkanka kotwiczy w starinie – więc i w wieczności – podobnie jak korzenie dębów.

Prócz rzeczy jednoznacznych, duch Milanówka składa się z dualizmów. Pierwszym z nich jest oczywisty dualizm ludzi i drzew, lub ludzi i lasu, ludzi i przyrody. Ich sposoby są różne i trudne do pogodzenia; że w jakimś stopniu tutaj dotychczas się godzą, na tym polega duch Milanówka.

Z dualizmu stania i przelotu. Piaski, drzewa i budowle stoją, ale całość powstała z powodu elementu przelotowego, którym była i jest kolej. Druga przelotową linią jest szosa, która zrazu szła lokalnie jako droga z Brwinowa do Jordanowic, ale od dawna jest bardziej „globalna” i prowadzi z Pruszkowa (i wcześniej z Warszawy) do Grodziska i dalej do Żyrardowa i Skierniewic. Tutaj piszę głównie o tej stojącej części Milanówka, bo ta przelotowa południowa jest mniej oryginalna, lub całkiem nie, i ducha w niej mniej lub mało. Ale to przelot współstworzył to miasto, bo sama stałość by go nie zrobiła. (Autostradę A2 zaprojektowano i zbudowano bez związku z Milanówkiem. Dojazd okrężny, a sama jest obca i działa jako mega-płot odgradzający od północnych pól, przyczyna szumu i zanieczyszczenia nieba od świateł.)

Z dualizmu wnętrza i brzegu lub „skóry” lub „pleców”. Ulice Milanówka nie wyprowadzają w przestrzeń naokoło miasta (miasta-lasu). Będąc w jego wnętrzu, tego zewnętrza ani nie widzisz, ani nie jesteś o nim powiadamiany przez drogowskazy. Tej przestrzeni jakby nie było. Milanówek jest od niej odwrócony. Nie chce jej znać, ignoruje ją. Dlatego w poprzednim odcinku pisałem o plecach miasta (miasta-lasu). Od wewnątrz jest tak, że ulice ślepo się kończą, albo zawracają pętlą. Niektóre niby idą dalej, ale zmieniają się w polne błoto. Tak lub inaczej nie mają dalszego ciągu. (Jeśli kogoś to dziwi, to przeciwnym przykładem jest niedaleki Łowicz, gdzie żyłem jako dziecko, który jest zakomponowany, z małą przesadą, niby paryski Place de l’Étoile z ulicami rozbiegającymi się w osiem stron świata ku sąsiednim wioskom i miastom, i gdzie wieże widać na dzień pieszego marszu.) Wracając do Milanówka: od zewnątrz jest tak, że zbliżając się do niego, lub mijając go, okrążając, żadnego miasta nie widzisz. Jakieś lasy w dali. Gdy się zbliżysz, też nie widzisz. Taki duch. Plecy Milanówka zostały wykonane wspólną pracą ludzi, którzy tak to miasto, wcześniej osadę, projektowali, oraz pracą przyrody, ściślej leśnej sukcesji, która przejmowała jego obrzeża. Tak działają duchy, które znajdują wielu wykonawców swoich zamysłów – i niekoniecznie tylko tych ludzkich.

Czego nie ma w Milanówku, więc i jego duch tego nie ma? – Wody. Nie ma miejsc, gdzie by można obcować z wodą. Przed wojną były stawy udzielane jako kąpieliska, ale od dawna ich nie ma.

Lasu. Takiego zwykłego lasu-lasu, a nie miasta-lasu. Milanowski las w całości został sparcelowany i zabudowany. Do lasu trzeba jeździć, najbliższe są za Podkową lub Otrębusami, albo w Puszczy Kampinowskiej, albo w Bolimowskiej.

Nie ma miejsca zbierania się razem. W Międzywojniu dumnie zbudowano kościół, ale nie zadbano o „Dwór Artusa”, choćby taki, jaki dostała Podkowa staraniem Stanisława Lilpopa. Nie ma prawdziwego publicznego parku. Przez brak miejsca spotkań, Duch Milanówka ma problem z przenoszeniem się na ludzi.

Duchy są poza dobrem i złem. Więc i duch Milanówka z konieczności jest po części złym duchem. Ma grzechy. Grzechem miasta jest egoizm lub (chyba lepsze słowo) dezintegracja. Co o tyle dziwne, że przed II wojną właśnie integrację tak afirmowano. Ale pewnie za komuny ją skutecznie zgaszono. Przejawia się jako „moja chata z kraja”, „ja nic nie wiem, ja nie stąd”, „zamknę się, ogrodzę, nikt mi nie wejdzie”. Fortecowe ogradzanie domów, i w nowej części i w starej, tego inwestycyjnym wyrazem. Wzajemna nieufność i niewiedza o sobie, ale to problem ogólnonarodowy.

Grzechem jest siedzenie na brzeżku, czyli bycie tu, w Milanówku, jakby się siedziało skrajem pośladka na brzegu ławki. Wymusza ten modus rozerwanie między milanowskie „tu”, a Warszawę tam. Problem wszystkich podmiejskich osiedli-sypialni. Jednak pod tym względem się zmienia. Mam wrażenie, że dawniej więcej było jeżdżenia wahadłowo między Milanówkiem (i innymi suburbiami) a Warszawą. Od pewnego czasu suburbia stały się bardziej samowystarczalne. Prócz tego, że mieszkam w Milanówku, czuję się obywatelem znacznie większego miasta, które nie ma własnej nazwy, w którym dzielnicami są Grodzisk i Kozerki, Podkowa, Otrębusy, Opypy i Książenice, Żółwin i Owczarnia, Brwinów, Nadarzyn, Komorów, Janki; po Pruszków, czasem aż Żyrardów. Ulubiony zakład przeglądu samochodów mam w Tłustem, za autostradą.

wiewior_2006.jpg
Wiewiórka na naszym dębie, czerwiec 2006.