Cykl Saturn-Pluton trzeba przyjąć za fakt. Tak już jest i już. Ludzkość reaguje na koniunkcje tych dwóch planet, a w jakimś stopniu także na ich opozycje i kwadratury. Reaguje też na podobne konfiguracje innych planet, ale na cykl Saturna i Plutona odpowiada szczególnie wyraźnie. W 1914 roku (podczas koniunkcji) od wybuchu I wojny światowej zaczęła się „epoka walczących ojczyzn i ideologii wyzwolenia ludu”. Podczas koniunkcji 1947-48 zaczęła się następna epoka Zimnej Wojny, ale też cudów gospodarczych, wyzwolenia kolonii i wyścigu kosmicznego. Kolejna koniunkcja była w roku 1982, dokładnie kiedy umarł Breżniew, ale w szerszym sensie tamten okres przejściowy należy rozciągnąć na parę sąsiednich lat.. Różne kraje-narody różnie tamtych lat doświadczały. Rosja-ZSRR weszła w wojnę w Afganistanie, od czego wkrótce zaczęła w szwach trzeszczeć. Wielka Brytania stoczyła swoją ostatnią jak dotąd wojnę w dawnym stylu: na antypodach broniąc skrawków ziemi Korony; wojnę o Falklandy. Izrael interweniował w Libanie. My w czasie zaciskania się tamtej koniunkcji zaliczyliśmy rewolucję Solidarności przerwaną stanem wojennym 13 grudnia 1981, gdy koniunkcji Saturn-Pluton brakowało 6 stopni do ścisłości. USA przeżyły tamte lata pod charyzmatycznym prezydentem Reaganem, który... rozpoczął twardą linię wobec ZSRR, która po kilku latach, już pod inną prezydencją, doprowadziła do rozpadu konkurencyjnej potęgi. Chiny „chwilę” przed tamtą koniunkcją rozpoczęły reformy, które w saturnowo-plutonowej epoce, która wtedy się zaczynała, wypromowały je do rangi współ-super-mocarstwa.

Około koniunkcji 1982 roku, a właściwiej w latach 1978-85, skupiły się procesy, które wykreowały tamtą zaczynającą się wtedy epokę.

Ipomea
Ipomea, wnętrze kwiatu. Fot. autor 2012.

Tu konieczna uwaga. Przemiany epok nie dzieją się na pstryk. Wybuch I wojny św., najsłynniejszy przejaw koniunkcji Saturna i Plutona, też był tylko częścią kilkuletniego procesu w którym palce maczały także zwrotne momenty innych astro-cykli, na czele z koniunkcją Saturna z Neptunem w roku 1917, która dziwnym trafem przeczołgała głównie Rosję. Podczas następnej koniunkcji Saturna i Neptuna w 1953 r. umarł Stalin, a kolejna była w roku 1989 – pamiętamy lub czytamy w książkach od historii: wolnorynkowa reforma ministra Wilczka w Polsce, Okrągły Stół i wybory w czerwcu, zamieszki w Wilnie i bałtycki łańcuch, zburzenie Muru Berlińskiego i Aksamitna Rewolucja. W końcu: rozwiązanie ZSRR i (tzw.) komunizmu. Wtedy nowa epoka ujawniła się w całej okazałości: zwycięstwo demokracji i wolnego rynku, czyli jak to nazwał wtedy Francis Fukuyama, koniec historii. Do tamtych wydarzeń nawiązują nie tylko historie te „wielkie” czyli polityczne, ale też nasze osobiste i rodzinne. Nawet jeśli ktoś urodził się już po.

Muszę tak rozwlekle przypominać tamte historie, ponieważ ogólnie przyjęty kod lub „sposób mówienia” nie przyswoił sobie myślenia w kategoriach planetarnych cykli i epok. Stąd nieuniknione wielosłowie.

Saturnowo-plutonowa epoka, liczona od jednej koniunkcji Saturna z Plutonem do następnej, która zaczęła się w 1982 r., skończyła się 12 stycznia 2020, gdy miała miejsce kolejna koniunkcja. Nie-astrologiczni czyli zwyczajni znawcy i komentatorzy zgadzają się, że wtedy „coś się skończyło, coś zaczyna”, bo fakty mówią za siebie. Kto zna astrologię, współczuje im (trochę), że nie mają naszej skali orientacyjnej.

Tu od razu coś dopowiem: nowy obrót cyklu Saturn-Pluton już się zaczął (rok i parę dni temu), ale epoka 2020-2054, chociaż zaczęta, dopiero się rozkręca. Jesteśmy teraz dopiero na progu, w przedsionku. Podobnie jak przy początku poprzedniej epoki trzeba było czekać 7 lat na domknięcie ówczesnego okresu przejściowego, tak i teraz czekamy – na wyjaśnienie, – tyle, że będziemy czekać trochę krócej niż wtedy, bo następna wielka faza przyjdzie w latach 2025-26 i będzie to kolejna koniunkcja Saturna-Neptuna. Kolejna w serii za rokiem 1917 i rewolucjami w Rosji, za 1953 i „unowocześnieniem” tamtejszego reżimu, i za 1989-92, jego rozpadem. Wiem, że w tym, co tu piszę, przebija mój lokalny wschodnioeuropejski punkt widzenia, ale nie mam dość rozmachu, żeby dawać ilustracje z całego świata po równo. (W końcu każdy kraj i region ma swoich astrologów, niech oni też nad czymś się męczą.)

Ale ta geopolityka wyszła mi z konieczności, ponieważ chcę zadać pytanie dużo skromniejsze i bardziej ograniczone, a może nawet w porównaniu z politycznymi wstrząsami mikroskopijne:

– Czy to, co teraz obserwujemy, nie jest końcem ezoteryki?

Ezoteryka w Polsce (nie mam kompetencji, aby mówić o ezoteryce „światowej”, ale lokalny punkt widzenia też jest dość ciekawy...) zaczęła się, łatwo zauważyć, właśnie mniej więcej wraz z początkiem tamtego obrotu cyklu Saturn-Pluton, czyli około 1982 r. Następnie bardzo przyspieszyła około lat 1989-92 i paru następnych. Bardzo nabrała wiatru w żagle wraz z eksplozją Internetu w drugiej połowie lat 1990-tych. Po czym, już w tzw. wieku XXI, który z punktu widzenia planetarnych cykli w ogóle nie istnieje!, nabrała stabilizacji. Role zostały rozdzielone, zaskoczeń nie było, rewelacji przestano się spodziewać.

Oczywiście, byli prekursorzy i prekursorskie inicjatywy. Wcześniej był teatr Grotowskiego i zen Urbanowicza, dalej Kapleau i Soen-Sa-Nim; w 1976 r. zaczęło zapuszczać korzenie Karma Kagyu pod Olem Nydahlem. Jerzy Prokopiuk ok. 1976 przyniósł teksty Junga – tak, dopiero wtedy! W latach 70-tych zaczynali działać pierwsi jogini.

Nie wiem, na ile ja sam mogę być tu dobrym czujnikiem, bo raczej spóźniałem się, chyba nigdzie nie byłem wśród pierwszych – ale też nie przychodziłem na koniec. Moje początki zajmowania się astrologią, oraz jogą, medytacjami, tarotem i Yijingiem, czyli duchowym rozwojem były reakcją na stres i załamanie dotychczasowego stanu rzeczy, jakie przyniósł stan wojenny. (Niektórzy moi rówieśnicy zajęli się polityczną konspiracją i wcale im nie zawidzę.) Dodam, że pewnie bym i tak poszedł w stronę ezoteryki, ciągnęło mnie już dawniej, tylko pewnie z nie aż tak ostrymi zakrętami. Proces wyłaniania się lub wyobrażania ezoteryki w tamtym czasie był całkiem obiektywny i nie dotyczył tylko moich osobistych przygód. Dokładnie w saturnowo-plutonowym roku 1982 Weres i Prinke wydali pierwszą książkę z i o astrologii (pierwszą w Polsce po II wojnie!) pt. „Mandala życia”. Także wtedy rozmachu nabrały inicjatywy buddyjskie. W 1990 r. zaczął być wydawany miesięcznik „Nieznany Świat” i to było już w synchronii z koniunkcją Saturna, Neptuna i Urana. Od roku 1990 ruszyła lawina... niemalże.

Jest uderzająco ciekawym faktem, że wtedy odpowiedzią na zmieniające się warunki społeczne – najpierw opresje reżimu, potem uderzeniowa dawka wolnego rynku – było zwrócenie się do wnętrza, do pracy nad sobą, do pracy z umysłem. Gdy znany świat zewnętrzny okazywał się uciążliwy, lub groził kapitalistycznym przebodźcowaniem, szukano schronienia w świecie wewnętrznym, w wewnętrznych poszukiwaniach. Tak jakby ludźmi kierowała nadzieja, że w sobie znajdą brakującą czystą krainę, a właściwie alternatywę względem tego, co dzieje się na zewnątrz. Prócz własnych poszukiwań – w tym miejscu nie szalejmy, oryginalnych poszukiwaczy nie było tak wielu – pojawiła się i to masowa receptywność, czyli gotowość na słuchanie nauk, otwarcie się na przekaz, gotowość do pójścia za przewodnikami, za tymi, którzy wiedzą, jak wejść w wewnętrzną przestrzeń lub przynajmniej to ogłaszają.

Tak było. Co jest teraz? Nic nie ma. (Nie ma żadnej powtórki z historii.) Mam wrażenie, że ezoteryka zgasła, zamilkła. I chyba nie jest to tylko moje prywatne spostrzeżenie. Jednak sporo czytam i obserwuję, i pewnie gdyby działy się jakieś nowości w tej dziedzinie, to bym je zauważył. Nie ma guru-ów ani kouczów, którzy mieliby coś do powiedzenia o pandemii i lockdownie, ani o gorączce klimatu i konieczności skończenia z gospodarką opartą na spalaniu węgla i węglowodorów, ani o od-ludzkim wymieraniu biosfery. Niby wszyscy wiedzą, że „wszystko” zaczyna się od umysłu: tak zło, jak i zmiana będąca jego ewentualną naprawą, ale jakoś nie ma pomysłów co z tymi umysłami robić, a nawet (takie mam wrażenie) pomysły, żeby coś jednak z nimi robić, znalazły się w pogardzie.

Na tym przerwę.